Lovac - łódź rybacka

Magazyn Nurkowanie 12 (Nr 182) WRZESIEŃ 2010

Wzburzone Morze Adriatyckie, statek kołyszący się na ogromnych falach. Wskakuję do wody tuż za moimi kolegami, warunki są bardzo trudne, więc desant musi przebiegać szybko i sprawnie. Nie ma miejsca na pomyłkę. Mam na sobie pełny sprzęt techniczny a poza stageami sprzęt foto i wideo, który muszę zabrać od razu, fale są za duże, aby podpłynąć i móc odebrać go z łodzi.
Zdecydowaliśmy się na to nurkowanie tylko, dlatego, że jego koniec zaplanowany jest w zatoce. Będzie to za 2 godziny, w spokojnej zatoce bez problemu wrócimy na łódź.

Szybkie sprawdzenie sprzętu i sygnał zanurzamy się. Każda chwila zwłoki może spowodować, że nie trafimy na wrak. Zanurzamy się w toni na głębokość 80 m, spadamy jak spadochroniarze w formacji gwiazdy, patrząc na siebie i przyrządy. Czujemy prąd, jest coraz ciemniej. Pogarsza się widoczność, więc, po kolei zapalamy światła latarek i lamp.
Patrząc na kolegów na myśl przychodzą mi amerykańskie filmy o komandosach, moi przyjaciele, tak jak oni przed misją, spokojnie sprawdzają sprzęt. Wydaje się, że spadają bezwładnie, nie wykonują żadnych ruchów, jednak zmieniająca się głębokość i ich ułożenie wskazują, że lecą w dół.

Minęliśmy 65 metr, powoli zaczynamy zwalniać, nie widać jeszcze dna a limit głębokości ustawiliśmy na 80 metrów. Widoczność się pogarsza, zatrzymujemy się nad lekko pochyłym dnem na 78 metrach. Widoczność wynosi 7-8 metrów nie widzimy wraku. Przez głowę przeleciała mi myśl, że w takich warunkach mogliśmy wylądować kilka metrów lub równie dobrze kilkadziesiąt metrów od niego. Krótka narada i podejmujemy decyzję o próbie odszukania wraku. Wyznaczamy kierunek, tutaj przydają się namiary kompasu, które ustawiliśmy na powierzchni. Płyniemy kilka minut, ciągną się one w nieskończoność, nic tylko piasek, dno lekko opada. Wiem, że nie możemy odpłynąć za daleko, bo musimy wrócić do zatoki gdzie czeka na nas statek. Nadszedł czas na męską decyzję – przerywamy nurkowanie i kierujemy się w stronę brzegu. Piaszczyste dno zaczyna się stromo podnosić, na 65 metrze pojawiają się skały, wynurzamy się przy nich. Z zakamarków skał wystają ogromne wąsy langust, jest ich tutaj mnóstwo. Pamiętam ich ceny z restauracji, w której byliśmy kilka dni temu, mamy, więc tutaj kilkaset euro w żywym towarze. Patrzę na kolegów oni też przeliczają langusty na euro, najważniejsze, że humory dopisują. Czeka nas długa droga na powierzchnię, na jednym z deep stopów mój przyjaciel pokazuje mi tabliczkę – „powtórzymy go?”, uśmiechnąłem się, mnie nie trzeba długo namawiać…

Po kilku dniach… morze jest wyprasowane, świeci słońce. Zatoczka, w której zakończymy nurkowanie jest bardzo blisko, a kilka dni temu wydawała się tak odległa. Tym razem mamy prawdziwą sielankę, juz podczas sprawdzania sprzętu widzę, że woda jest wyjątkowo przejrzysta. Zanurzamy się, mijamy 40 metr i nie robi się ciemniej. Nie znam historii tego wraku, wiem, że nazywa się Lovac, jest to 25 metrowa łódź rybacka, która zatonęła kilka lat temu.
Już widzę wrak, w porównaniu z innymi wrakami na tej wyspie, jest to maleństwo. Leży pochylony na piaszczystym zboczu i trudno mi uwierzyć, że nie trafiliśmy na niego ostatnim razem. Ląduję przy rufie, widać, że wrak jest w kiepskim stanie, musiał ulec uszkodzeniom uderzając o dno. Czas i materiał, z którego jest zbudowany nie sprzyjają długowieczności. Fotografuję resztki rufy z dobrze zachowanym sterem oraz częściowo zakopaną w piasku śrubę. Czerwone deski, z których jest zbudowany są powyłamywane, pozwala mi to zajrzeć do wnętrza, w którym niewiele pozostało. Ze sterty powyginanych i zwalonych na kupce rzeczy na próżno próbuje wydobyć jakiś znajomy kształt. Płynę dalej wzdłuż lewej burty przez chwilę mam wrażenie, że jest on nienaruszony, ale przyglądając się bliżej, zauważam coraz więcej dziur w poszyciu. Wrak łodzi rybackiej stał się teraz domem dla całych ławic ryb. Statek jest częściowo opleciony sieciami, przypuszczam, że należały do niego.

Na pokładzie na stercie sieci spokojnie leży sobie olbrzymia skorpena. Wydaję się znudzona, dopiero po kilku błyskach lamp powoli odpływa. Płynę sfotografować dziób, stępka jest wzmocniona metalem dzięki temu jeszcze się trzyma. Za kilka lat niewiele pozostanie z tego malowniczego wraku, cieszę się, że mogłem go obejrzeć zanim morze i czas zrobią swoje. Płynę nad pokładem, kolor desek wskazuje, że był niebieski. Zatrzymuję się na chwilę przy ogromnym bębnie do nawijania sieci, który leży przewrócony. Spoglądam na niebieskie bulaje i oponę, która pewnie służyła rybakom, jako odbijacz. Zaplanowany czas naszego nurkowania dobiega końca, kilka porozumiewawczych spojrzeń i ruszamy w stronę ściany znaną już nam drogą. Odwracam się po raz ostatni, widzę cały wrak, z tej perspektywy wygląda on jak model małej łodzi. Wynurzając się przy ścianie, zaczynamy dekompresję, dopiero teraz widzimy ile mieszka na niej podwodnych zwierząt. Jeden z deep stopów spędzam z w towarzystwie pięknej langusty, która profesjonalnie pozowała mi do zdjęć.

Nurkowanie było wspaniałe, mały, ale malowniczy wrak, ściana pełna podwodnych mieszkańców, no i przede wszystkim doborowe towarzystwo ludzi, z którymi uwielbiam nurkować. Miejsce to polecam doświadczonym nurkom, takie nurkowanie przypomina mi, dlaczego warto nurkować technicznie i dlaczego dobre szkolenie jest podstawą. Naprawdę trzeba zobaczyć wrak Lovaca zanim morze na zawsze zatrze o nim pamięć.

Dominik Dopierała
Course Director PADI

Znajdź Nas na Facebooku

Bardzo aktywnie działamy i nasz profil jest dużo częściej aktualizowany niż strona. Zachęcamy do polubienia Naszej strony na Facebooku.

Sprawdź sam , kto z Twoich znajomych nurkuję z Nami. I zapytaj go o recenzję Naszego Centrum Nurkowego DECO