B-17 Latajaca Forteca

Magazyn Nurkowanie 9 (Nr 179) WRZESIEŃ 2010

B17 – to legendarny bombowiec często nazywany też Latającą Fortecą, gdyż jest on jednym z największych i najsłynniejszych samolotów, które uczestniczyły w drugiej wojnie światowej. Bombowiec B17 jest jednym z niewielu zachowanych w całości wraków samolotów, które można zobaczyć pod wodą przy wyspie Vis. Jednak ze względu na głębokość, na której się znajduje – 75 m – jest jednym z najrzadziej odwiedzanych wraków Chorwacji, może dzięki temu jest on nadal dziewiczy i niesplądrowany przez amatorów „pamiątek”.

Podczas ostatniej misji bombowiec B17 miał zrzucić bomby na Wiedeń. Zadanie zostało wykonane, jednak drodze powrotnej samolot dostał się pod ostrzał artylerii przeciwlotniczej w okolicach Mariboru. Z powodu poważnych uszkodzeń maszyny piloci podjęli decyzję o lądowaniu na wyspie Vis. Niestety, gdy dolecieli na tajne lotnisko, okazało się, że pas jest zablokowany, co uniemożliwiło natychmiastowe lądowanie. Piloci zaczęli, więc krążyć nad lotniskiem na resztkach paliwa. Obsługa naziemna nie zdążyła na czas odblokować pasa, piloci zostali zmuszeni do podjęcia ryzykownej decyzji – postanowili wylądować na wodzie, tuż obok wyspy. Samolot jest bardzo delikatną konstrukcją i lądowanie nim na wodzie jest bardzo niebezpieczne, mimo to piloci uratowali nie tylko siebie, ale również niemal całą załogę z wyjątkiem dolnego strzelca, wydostając się bezpiecznie na oddalony o 100 m brzeg.

Nurkowanie wykonujemy z łodzi, ale mamy wrażenie, że przypłyniecie na nie z brzegu nie stanowiłoby większej trudności. Jeszcze tylko odprawa, sprawdzenie sprzętu i wskakujemy do wody tuż nad wrakiem. Przed zanurzeniem, jeszcze na powierzchni, ponownie sprawdzam sprzęt, zanurzam głowę, by sprawdzić automaty, i nie wierzę własnym oczom – jeszcze nigdy nie nurkowałem na tym wraku przy tak dużej przejrzystości wody. Widzę linę opustową znikającą w głębinie i mam wrażenie, że nie ma ona końca. W trakcie zanurzania wyobrażam sobie, jak mogło wyglądać ostatnie lądowanie B-17. Zastanawiam się, czy zatonął ostro nurkując dziobem, czy może opadał majestatycznie szybując w toni i łagodnie lądując na dnie.
Moje rozmyślania przerywa wyłaniający się z głębi samolot. Ku mojemu zaskoczeniu widzę dokładnie jego kształt, z niedowierzaniem spoglądam na głębokościomierz… dopiero 40 m, a samolot widać jak na dłoni. Nawet z tak dużej odległości wydaje się olbrzymi. Uśmiecham się do siebie w duchu, bo już wiem, że będzie to dobre nurkowanie. Zazwyczaj, gdy docieram do wraku, widzę tylko jego fragment, więc nie pozostaje mi wtedy nic innego, jak tylko wyobrazić go sobie w całości. Teraz, B-17 nie ukrywa swojego majestatycznego ogromu. W podnieceniu planuję sfotografowanie całego samolotu w drodze powrotnej, widoczności sięga 40 m, a właśnie na tej głębokości wypada mój deep stop.

Opadam na dno przed dziobem wraku i zaczynam fotografować, starając się uchwycić ten wspaniały zapierający dech w piersiach widok. Przed oczami mam kadłub samolotu i cztery potężne silniki, po dwa na każdym ze skrzydeł. Moi koledzy unoszą się w toni nad łopatami silników niczym myśliwce, przed którymi uciekał samolot. Z tej perspektywy skrzydła wydają się nie mieć końca. Podczas wcześniejszych nurkowań nie zauważyłem, że samolot nie leży równo na dnie, ale jest przechylony ok 15 stopni. Koniec prawego skrzydła utkwił w dnie, łopaty silników są pogięte, natomiast lewe skrzydło unosi się ku górze. Potrójne łopaty wszystkich silników są pokryte są żółtymi gąbkami, które przez ostatnie lata obrastały wrak, dodając mu malowniczego uroku. Dziób jest zniszczony, utracił swój pierwotny kształt. Pod kabiną pilotów powinno znajdować się stanowisko dolnego strzelca, który osłaniał samolot przed atakami wroga. Teraz z tej mieszaniny blachy i różnych elementów trudno wydobyć pierwotny kształt, widać jedynie charakterystyczną okrągłą końcówkę dziobu. Ciekawe, w wyniku, którego uderzenia dziób samolotu tak ucierpiał: czy uderzając o wodę, czy też o dno na ponad 70 m, a może zniszczyły go oba zderzenia? Pewnie nigdy się tego nie dowiemy. Jedyna rzecz, która zakłóca ten nienaganny widok, to pozostałości lin oplatających wirniki. Jest to jedyny widoczny ślad obecności człowieka w tym miejscu.

Powoli chłonąc każdy metr samolotu płynę do lewego skrzydła, pomiędzy nim a dnem jest wystarczająco dużo miejsca, aby przepłynąć tuż obok koła samolotu wystającego do połowy z dna. Podpływam bliżej, przez głowę przemyka myśl jak ogromne jest to koło, z zachwytem fotografuję idealnie zachowany bieżnik opony. W chwili, gdy piloci podjęli decyzję o awaryjnym lądowaniu na wodzie, podwozie było wysunięte. Delikatnie poruszam płetwą, aby nie podnieść z dna osadu, i płynę w kierunku kabiny pilotów. Już z daleka zauważam, że szyby w kabinie nie są wybite, przednia pokryta jest gąbkami, a obie boczne są odsunięte. To pozwala mi zajrzeć do środka kokpitu, w którym wciąż widać dwa wolanty, na środku dźwignię przepustnicy, mnóstwo mniejszych i większych zegarów, niektóre wskazania na nich można jeszcze odczytać. Wielkość kokpitu i kapitańskich foteli upewnia mnie w przekonaniu, że w tamtych czasach lotnikami musieli być mężczyźni niskiego wzrostu. Tak potężny samolot, a tak mało miejsca, ja na pewno nie mógłbym pilotować latającej fortecy. Kieruję się w stronę ogona, zostawiając za sobą kabinę pilotów. Postanawiam przepłynąć na drugą stronę kadłuba, po drodze mijam po lewej kopułę górnego strzelca. Wciąż wystają z niej lufy karabinów, odruchowo odsuwam się z linii strzału … przez moment wyobraziłem sobie, jak zionęły ogniem. Uśmiecham się w myślach, ten wrak naprawdę działa na wyobraźnię. Tuż za prawym skrzydłem znajdują się drzwi do wnętrza samolotu i to one stanowią mój główny cel. Od dawna planowałem przepłynąć przez wnętrze. Ostrożnie wpływam do środka, starając się dokładnie wszystko obejrzeć, wiem, że zostało mi już mało czasu.

Do planowanego końca nurkowania zostało zaledwie kilka minut, a chciałbym tu zostać o wiele dużej. W świetle latarki oglądam po kolei części ładowni, rozróżniam wiele elementów: pasy na amunicje, resztki instalacji, i żałuję, że nie mogę ich wszystkich sfotografować, bo obiektyw szerokokątny się do tego nie nadaje. Dopiero tu, wewnątrz kadłuba widzę, że poszycie w wielu miejscach jest mocno zniszczone, przez otwory do środka dostaje się światło, które tajemniczo oświetla pustą ładownię. Ostrożnie wypływam z samolotu przez tylne drzwi, są dużo mniejsze od tych, którymi dostałem się do środka. Płynę w stronę ogona, chcę zobaczyć stery pionowe i poziome B-17, nawet ta „najmniejsza” część maszyny jest sporo ode mnie większa. Katastrofa oraz upływ czasu i tu pozostawiły ślady, poszycie jest uszkodzone, klapy niekompletne, ale dzięki temu widać miejscami układ sterujący. Powoli czas mojego nurkowania dobiega końca, więc przyśpieszam nieco, by zdążyć jeszcze opłynąć potężny ogon i wzdłuż kadłuba wrócić do liny opustowej. Gdy planuje nurkowania techniczne, zawsze staram się ustalić jak najdłuższy czas pobytu na dnie, jednak później, gdy jestem już pod wodą, czas leci nieubłaganie, minuty mijają szybko jak sekundy. Czas już się kończy, a wciąż jeszcze zostało tyle do zobaczenia. Zaczynam wynurzanie, ale ciężko oderwać wzrok od tego oszałamiającego widoku. Szybko zmieniam ustawienia aparatu i wyłączam lampy błyskowe, bo na pierwszym głębokim przystanku będę miał chwilę na zrobienie kilku zdjęć.

Po raz drugi podczas tego nurkowania widzę cały majestat legendarnego bombowca i przez chwilę zapominam, że jestem pod wodą. Wyobrażam sobie, że szybuję nad B-17 i jestem przekonany, że w powietrzu musiał przedstawiać równie wspaniały widok jak teraz. Jestem ponad 35 m nad wrakiem samolotu i pomimo obiektywu szerokokątnego maszyna ciągle nie mieści mi się w kadrze, jest naprawdę potężna… Już czas zacząć podróż na powierzchnię. Długa dekompresja to dobra okazja, by zamknąć oczy i odtworzyć to nurkowanie, próbując zapamiętać z niego jak najwięcej.

B-17 to naprawdę wyjątkowy wrak. Pierwszy raz usłyszałem o tym samolocie w 2001 roku, kiedy przyjechałem do Chorwacji nurkować na wyspie Vis. Już wtedy myśl o nim mocno pobudzała moją wyobraźnię. Od tego czasu udało mi się kilkakrotnie na nim zanurkować, każde z tych nurkowań było inne, każde niepowtarzalne. Jednak dopiero to nurkowanie mogę zaliczyć do jednych z najlepszych w moim życiu. Mimo tak dobrej widoczności i tak udanego nurkowania zostało jeszcze tyle do zobaczenia, że z pewnością nie było to moje ostanie spotkanie z latającą fortecą.

Dominik Dopierała
Course Director PADI

Znajdź Nas na Facebooku

Bardzo aktywnie działamy i nasz profil jest dużo częściej aktualizowany niż strona. Zachęcamy do polubienia Naszej strony na Facebooku.

Sprawdź sam , kto z Twoich znajomych nurkuję z Nami. I zapytaj go o recenzję Naszego Centrum Nurkowego DECO