Gudrun Gisladottir

Magazyn Nurkowanie 2 (Nr 184) LUTY 2010

Dla wielu z nas nurkowanie na wrakach jest wspaniałą przygodą, ponieważ w każdym z nas drzemie duch poszukiwacza skarbów. Nurkowania te zawsze pobudzają naszą wyobraźnię i wywołują duże emocje. Na każdym wyjeździe z niecierpliwością czekam na nurkowania wrakowe, więc podczas naszej wrześniowej wyprawy do Norwegii zaplanowałem ich kilka. Na Lofotach będziemy korzystać z polskiej bazy nurkowej prowadzonej przez Daniela Visnowskiego. Jednym z wraków, które chcemy odwiedzić jest statek rybacki Gudrun Gisladottir, który leży około godziny drogi łodzią od naszej bazy. Na wraku tym zrobimy tylko jedno nurkowanie, ponieważ mamy wiele do zobaczenia a przyjechaliśmy tylko na kilka dni.

Od rana cały zespół jest mocno podekscytowany, pakujemy sprzęt do łodzi nie zapominając o dokładnym jego sprawdzeniu. Dwa razy upewniamy się czy mamy w pełni naładowane akumulatory w naszych aparatach i kamerach. Droga mija nam błyskawicznie, choć pogoda nas nie rozpieszcza, wieje dość silny wiatr i morze jest mocno wzburzone. Na wraku Gudrun Gisladottir możemy nurkować tylko o ściśle określonej godzinie, ponieważ w jego pobliżu występuje jeden z najsilniejszych prądów na świecie Nappstraumen.

Na miejsce dopłynęliśmy w niecałą godzinę, gdzie statek zacumował do grubej liny, która była bezpośrednio przywiązana do wraku. Zaczynamy zakładać sprzęt. Statek kołysze się na falach, nagle kołysanie gwałtownie wzrasta, mamy trudności z utrzymaniem równowagi w tak ciężkim ekwipunku. Okazuje się, że lina, do której byliśmy przycumowani pękła. Wiele razy przywiązywano do niej łodzie, teraz urwała się ona albo przetarła, ale jakie ma to znaczenie, kiedy nasze nurkowanie stanęło pod znakiem zapytania. Morze jest wzburzone, mamy prawdopodobnie silny prąd, nie wiemy, jaka jest widoczność pod wodą. W takich warunkach zanurzenie w toni, na głębokość około czterdziestu metrów, grupy nurków w sprzęcie technicznym obwieszonych aparatami i kamerami video jest nie lada wyczynem, a do tego jeszcze odnalezienie pod wodą wraku, staje się prawie niemożliwe.

Krótka ocena sytuacji, przez chwilę myślimy o zrezygnowaniu z tego nurkowania, jednak chęć zobaczenia wraku jest ogromna. Wiemy, że 72 metrowy wrak statku rybackiego to nie igła w stogu siana, a poza tym nasza łódź wyposażona jest w dobry GPS i echosondę. Zataczamy kilka kółek nad wrakiem, który wyraźnie widzimy na wykresach sondy. Decyzja zapada błyskawicznie, wspólnie z Arturem musimy wskoczyć do wody, szybko zanurzyć się, zlokalizować wrak, wypuścić z niego boję i wynurzyć się po resztę grupy, butli i sprzęt fotograficzny.

Kolejne kółko nad wrakiem i słyszę Alka krzyczącego, że jesteśmy na miejscu. Wskakuję do wody tuż za moim przyjacielem. Porywa nas prąd i czujemy się jak kukiełki sterowane przez kuglarza. Błyskawiczne sprawdzenie sprzętu i lecimy w dół. Pod nami nagle wyłania się fragment wraku, wymieniamy zadowolone spojrzenia, a boja leci w górę. Jesteśmy przy rufie i widzimy prawie cały wrak, bo widoczność jest fantastyczna. Wynurzamy się po resztę zespołu i nasz fotograficzny ekwipunek. Pod wodę zabieramy ze sobą koniec zerwanej liny, aby ponownie przymocować ją do wraku. Zanurzamy się ponownie, jeszcze tylko chwila pracy przy montowaniu opustówki i już możemy zacząć nurkowanie oraz to, co lubimy najbardziej, czyli pstrykanie zdjęć i kręcenie filmów podwodnych. Wiem, że wrak zatonął w czerwcu 2002 roku, ale patrząc na tysiące korali i ukwiałów pokrywających jego tylne ramię naprawdę trudno uwierzyć, że w tak szybkim tempie został on porośnięty, co stanowi o bogactwie życia tych wód.

Nurkowanie nasze zaczyna się przy rufie, odpływam od statku, żeby go sfotografować. Moim oczom ukazał się wspaniały widok, tył wraku jest idealnie płaski, wygląda jakby był ścięty. Statek posiada trzy duże otwory, przez które niegdyś były wciągane sieci. Na dole każdego otworu ciągle są widoczne potężne rolki, które w tym pomagały. Za sterem wyraźnie widzę śrubę, jest ona dookoła osłonięta rurą, pomagała ona w sterowaniu statkiem jednocześnie chroniąc rybackie sieci. Spoglądam w górę, są tam dwa pomosty, z których rybacy mogli obserwować połowy. Podpływam bliżej i przez dwa największe otwory widzę potężny bęben do nawijania sieci.

Wrak leży przechylony pod kątem 45 stopni na prawej burcie. Zaczynam płynąć wzdłuż niej, na poszyciu widzę wciąż dobrze zachowaną nazwę. Poruszam płetwą i wpływam na pokład a właściwie tuż nad ogromną ładownię, widzę tam drugi potężny bęben do sieci i mnóstwo sprzętu do połowu ryb. Wrak jest tak ciekawy i jest tu tak wiele do zobaczenia, że nie wiem, do czego podpłynąć najpierw, aby to sfotografować.

Płynę dalej, powoli wyłaniają się przede mną nadbudówki śródokręcia. Z ciekawością i zapałem odkrywcy zaglądam do różnych pomieszczeń, w każdym z nich znajduję znajome rzeczy: łóżka, kaloryfery i wiele innych. Na co dzień są one częścią naszego życia i nie zwracamy na nie uwagi. Jednak tutaj czterdzieści metrów pod powierzchnią Morza Północnego przedmioty te nabierają nowego kształtu i robią ogromne wrażenie. Z trudem odrywam wzrok od wnętrza, na te nurkowanie nie zaplanowaliśmy penetracji wraku.

Wpływam pomiędzy nadbudówki, mijam potężny dźwig, który kiedyś przenosił połowy do ładowni, teraz szczelnie zamkniętych. Na szczycie dźwigu uderza mnie widok dobrze zachowanych gałek sterujących. Pod jego ramieniem znajdują się dwa kołowrotki, z których rozwijają się pozostałości grubej liny. Przez moment przemknęła mi myśl, ten rybacki statek był przystosowany do pracy w ekstremalnych warunkach, jednak zatonął on w czerwcu, gdzie pogoda zazwyczaj sprzyja. Trudno sobie wyobrazić jak ciężkie muszą być tutaj połowy w porze zimowej, gdy wieją silne wiatry a fale sięgają kilkunastu metrów.

W wielu miejscach na pokładzie widzę rury biegnące wokół wszystkich ważnych urządzeń, prawdopodobnie służyły one do ogrzewania. Dzięki nim rybacy i sprzęt nie zamarzał w tak nieprzyjaznych dla człowieka warunkach. Bogactwo norweskich wód gwarantuje dobre połowy.

Płynę na dziób, mijam kolejne ładownie, dźwigi i mniejsze urządzenia, których zastosowania mogę się tylko domyślać. Już z daleka rozpoznaję windę kotwiczną, a cały górny pokład dziobu oplątany jest jakimiś tasiemkami, ciekawe czy były one wykorzystywane na statku, czy też pozostawiło je morze.
Nadszedł czas zaplanowanego podziału naszego zespołu, Artur i ja zostajemy tutaj dłużej, aby sporządzić możliwie jak największą dokumentację zdjęciową i filmową, reszta drużyny zaczyna powrót na powierzchnię. Z lekkim żalem żegnam Agatę, która była moją modelką, jednak wiem, że nie wytrzyma ona dłużej w 4 stopniowej wodzie. Chcę zrobić jeszcze kilka zdjęć wraku z większej perspektywy, aby ogarnąć jak największą jego część, przestawiam, więc aparat i gaszę lampy błyskowe, które mi to uniemożliwiały.

Powoli kieruję się w stronę rufy, pragnę, choć na moment zajrzeć do wraku, Artur czyta w moich myślach. Płyniemy do działającej najbardziej na wyobraźnię części statku – sterówki. Tajemnicze wnętrze magnetycznie przyciąga nas obu. Z daleka widzę już charakterystyczne okna sterówki, jedno z nich jest wybite, zaglądam przez nie. Decyzja jest krótka muszę znaleźć drzwi, nie mogę powstrzymać chęci zobaczenia wnętrza sterówki, chwilę później jestem w środku. Tutaj wyposażenie wygląda tak jakby statek zatonął wczoraj. Wyraźnie są widoczne pokrętła, gałki, przełączniki, GPS, monitory może trochę już przestarzałe. Przypięta do ściany gaśnica, którą mijam jest wciąż gotowa do użycia. Jak zaczarowany pływam po tym pomieszczeniu, zachowało się tutaj tak wiele, ponieważ wrak nie został jeszcze rozszabrowany. Morze pochłonęło Gudrun Gisladottir na zawsze biorąc go w swoje objęcia, ale pomimo to jest on wciąż dostępny dla nas nurków.

Chciałbym móc nurkować na większej ilości tak dobrze zachowanych wraków. Wypływamy z nadbudówki i powoli płyniemy w stronę przymocowanej przez nas wcześniej liny. Ostatni rzut oka na wrak, uśmiechamy się do siebie mając pewność, że jeszcze tu wrócimy.

Dominik Dopierała
Course Director PADI

Znajdź Nas na Facebooku

Bardzo aktywnie działamy i nasz profil jest dużo częściej aktualizowany niż strona. Zachęcamy do polubienia Naszej strony na Facebooku.

Sprawdź sam , kto z Twoich znajomych nurkuję z Nami. I zapytaj go o recenzję Naszego Centrum Nurkowego DECO